Archiwum zamówień publicznych

Archiwum zamówień publicznych

Gazeta.pl

Dziesięć osób zmarło w ostatnich dniach na terenie woj. łódzkiego po zatruciu dopalaczami. W Komendzie Wojewódzkiej Policji w Łodzi ruszyła specjalna grupa, która zajmuje się walką z handlarzami. Mimo głośnych przypadków śmierci i licznych ostrzeżeń dopalacze nadal znajdują swoich nabywców. Lekarze z oddziałów toksykologicznych widzą tego tragiczne skutki. Co roku w Polsce dochodzi do ok. 4 tys. przypadków zatruć dopalaczami.

Z dr. n. med. Piotrem Hydzikiem ze Szpitala Uniwersyteckiego w Krakowie rozmawiał Marcin Kozłowski.

Marcin Kozłowski, Gazeta.pl: Czy pacjenci po dopalaczach potrafią jeszcze pana czymś zaskoczyć?

Dr n. med. Piotr Hydzik, gastrolog, toksykolog, kierownik Oddziału Toksykologii Szpitala Uniwersyteckiego w Krakowie:
Pod wpływem stymulantów są zupełnie nieprzewidywalni. Taki pacjent z potulnego baranka może nagle stać się diabełkiem, który ma niesamowitą siłę i trzeba obezwładnić go z pomocą kilku dorosłych osób.

Ludzie po dopalaczach nie powinni być wiązani?

Często trafiają do nas na SOR już obezwładnieni przez policję. Nikt z nas nie odważy się rozwiązać pacjenta, dopóki nie przekonamy się, że się uspokoił i ustąpiły objawy działania dopalacza. Bywa, że jest spokojny, prosi o rozwiązanie, a zaraz potem i tak wpada w furię. Zdarzało się, że dochodziło do zniszczeń materialnych na terenie oddziału, uszkodzeń ciała personelu. Do pacjenta nie można odwrócić się tyłem, bo na przykład może uderzyć kogoś taboretem, a w najlepszym wypadku silnie popchnąć na ścianę.

Cały artykuł można przeczytać tutaj: http://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/7,164871,23745253,tak-lekarze-ratuja-pacjentow-po-dopalaczach-nie-mozna-sie.html

We use cookies to optimize your experience. By browsing our site you agree to our Privacy Policy.