Najciszej o pomoc wołają pacjenci, którzy biją się o życie
Odcięte palce, rozbite głowy, udary, zbyt krótko obcięte paznokcie i pan, który przyszedł z kawałkami ogrodzenia, na które się nabił. Szpitalny Oddział Ratunkowy w Szpitalu Uniwersyteckim codziennie przyjmuje grubo ponad setkę chorych. Tylko 20 procent z nich tak naprawdę potrzebuje pomocy.
- Dziennik Polski
Za złotą zasadę obowiązującą na ostrym dyżurze można byłoby uznać maksymę „spiesz się powoli”. Pracujący w takich ośrodkach personel każdego dnia toczy bowiem walkę z nieubłaganie upływającym czasem, jednocześnie pamiętając, by niczego nie robić w pośpiechu. Za przeoczenie istotnego objawu choroby albo urazu, w tym miejscu płaci się bowiem najwyższą cenę.
- Pamiętam przypadek pacjenta, który został położony na sali obserwacji z objawami neurologicznymi. W sekundę jego stan się pogorszył i dostał udaru. Na szczęście ktoś w porę to zauważył, wezwał lekarza i udało się podać lek hamujący jego skutki - wspomina Małgorzata, jedna z pielęgniarek dyżurujących na SOR w krakowskim Szpitalu Uniwersyteckim.
Uniwersytecki SOR, wchodzący w skład Centrum Urazowego Medycyny Ratunkowej i Katastrof, to najważniejsze tego typu miejsce w Krakowie. Docierają tu tłumy, bo oddział cieszy się dużą renomą i jest zlokalizowany w centrum miasta. Świetnie wyposażony budynek, oddany do użytku w 2013 roku, przystosowany został do niesienia pomocy pacjentom, dla których każda sekunda jest na wagę zdrowia i życia. Niesienie im ratunku ułatwia najnowocześniejsza aparatura do diagnostyki obrazowej oraz sprzęt umożliwiający pomiar parametrów krytycznych. SOR dysponuje również dostępem do laboratorium, gdzie w trybie natychmiastowym możliwe jest wykonanie pełnego panelu badań. Na sale oddziału chorzy trafiają nie tylko nieustannie podjeżdżającymi pod drzwi karetkami, ale także helikopterami, dla których specjalne lądowisko przygotowano na dachu.
- Śmigła to zazwyczaj ofiary wypadków w najbardziej dramatycznym stanie. W ten sposób przywieziono do nas np. pacjenta, który ucierpiał w zderzeniu samochodu z pociągiem. Niestety, nie udało się go uratować - mówi Magdalena Korbut, rejestratorka medyczna. Pacjenci mogą się również zgłosić sami, jeśli uznają, że ich stan zdrowia wymaga natychmiastowej pomocy lekarza.
Czytaj więcej: http://www.dziennikpolski24.pl/magazyny/a/na-ostrym-dyzurze-najciszej-o-pomoc-wolaja-pacjenci-ktorzy-bija-sie-o-zycie,10038723/